piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział I - Korepetycje.


Pochodzisz z niezbyt bogatej rodziny. Aby wesprzeć twoich rodziców i dwóch młodszych braci, postanowiłaś udzielać od czasu do czasu korepetycji. Dobrze za to płacą, a wysiłek praktycznie żaden.
Masz dopiero 18 lat i jestem dość przeciętną osobą. Nie wyróżniam się w tłumie. Chodzę do szkoły, która dopiero niedawno stała się koedukacyjną, więc jest zdecydowana przewaga chłopaków. Nie żeby mi jakoś to specjalnie przeszkadzało. Lubię przebywać w ich towarzystwie.
Siedziałam w domu, odrabiając lekcje, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
- Słucham ?
- Dobry wieczór. Dodzwoniłam się do .______. ? - zapytał kobiecy głos.
- Tak, to ja.
- Oh, bardzo mi miło. Chciałam się zapytać, czy mogłaby pani udzielić mojemu synu korepetycji. Jest on bodajże w pani  wieku, 18 lat, ale myślę, że pani sobie poradzi. - powiedziała szybko.
- Umm... - zawahałaś się.
- O co chodzi ?
- Nigdy nie udzielałam korepetycji komuś w moim wieku. 
- Niech się pani nie martwi. - powiedziała pocieszającym głosem -  Pomimo tego, że żadna korepetytorka nie dała rady, to nie ma w nim nic dziwnego.
*Wcale. Normalny chłopak, przy którym korepetytorki automatem zwiewają z pokoju. Tak bardzo normalne.*
- Po za tym - mówiła dalej - Dobrze zapłacę. 
*Kurwa, zawsze musi chodzić o pieniądze*
- No dobra. Gdzie i kiedy mam przyjechać ?

                                                                       ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Kobieta ustaliła spotkanie na jutro w jej, jak to stwierdziła "skromnej rezydencji".  Określenie "rezydencja" nie za bardzo ci się podobało. Snoby są wszędzie.
Piątek jak piątek. Zleciał bardzo szybko. Obserwowałaś jak kolega z klasy dostał pałę z matmy, jak jakiś chłopak, nawiasem mówiąc, jeden z przystojniejszych w szkole, zrywa z dziewczyną, jak jeszcze inny zdejmował koszulkę podczas grania w kosza...
Normalka. Nie takie sceny się widziało. 
Po szkole, szybko  wróciłaś do domu, przebrałaś się w wygodne ciuchy i wyszłaś, wiedząc, że masz dość długą drogę do przejścia. Po jakiejś godzinie jazdy zatłoczonym autobusem, wysiadłaś i aż otworzyłaś usta ze zdziwienia.
Stałaś przed wielką willą... Zamkiem... Pałacem...
Ogromny ogród, z basenem i fontanną, starannie przystrzyżony żywopłot, rozmaite rzeźby, soczysta, zielona trawa... Sprawdziłaś adres. To tutaj miałaś udzielać korepetycji.
*Jeśli to jest skromna rezydencja, to ja jestem bogata. Masakra.*
Zadzwoniłaś do furtki. Dobra, to nie była furtka, tylko brama. Po chwili podeszła do ciebie starsza kobieta.
- Pani ._______., korepetytorka panicza ? - zapytała.
*Panicza ? Za kogo oni się mają ?*
- Tak, to ja. 
- Proszę za mną.
Kobieta przeprowadziła cię przez ten jakże zachwycający ogród. Rozglądałaś się za siebie, oglądając każdy najmniejszy szczegół.
Kiedy dotarliście do drzwi, ta otworzyła je, okazując wnętrze pałacu.
Wyglądał niesamowicie.
Wielkie pomieszczenie, które zapewne służyło za korytarz, wyglądało jak z bajki. Wielkie schody. Donice z okazałymi kwiatami...
Kobieta wprowadziła cię po schodach, przeszłyście przez jeszcze jeden korytarz i stanęłyście pod pewnymi drzwiami.
- Panicz jest w tym pokoju - powiedziała kobieta.
- Dobrze, dziękuję.
*Raz się żyje. Im szybciej to zrobię, tym szybciej się stamtąd wydostanę*
Zapukałaś do drzwi.
Usłyszałaś ciche "proszę". Wzięłaś głęboki oddech i weszłaś do środka.
Ujrzałaś najpiękniejszy pokój, jaki kiedykolwiek udało ci się zobaczyć. Drewniane, ale nowoczesne wnętrze. Jasne meble, idealnie komponujące się z ciemnym kolorem drewna. Duże łóżko, a co najważniejsze, ogromne okno z widokiem na basen.
- Jesteś nową korepetytorką ? - zapytała osoba siedząca na kanapie.
Dopiero teraz go zauważyłaś. Był nieziemsko przystojny. Rozjaśnione włosy, ciemne, przenikliwe oczy. Ubrany był w dość długą czarną koszulkę i ciemne jeansy. Kilka bransoletek na rękach. Kolczyk w uchu.  Cudo.
Ale skądś go znałaś...
- Tak. Miło mi cię poznać. Jestem ._______. - odpowiedziałaś patrząc w jego jakże boskie oczy.
- Usiądź. - wskazał ci miejsce obok siebie. - Jestem Woo Ji Ho.- powiedział niższym o oktawę głosem, który brzmiał o wiele bardziej uwodząco. - Kumple mówią na mnie Zico. 
Uśmiechnął się do ciebie, a ty odwzajemniłaś uśmiech i po chwili usiadłaś obok niego.
- No to angielski, tak ? Z czym dokładnie masz problemy ? - zapytałaś się go, patrząc się na jego książki.
Były takie same, jak w twojej szkole.
- Nie umiem tego stwierdzić. Nauczycielka się na mnie uwzięła i tyle. Żaden korepetytor nie pomoże. - stwierdził prosto z mostu.
- A czego chciałbyś się dowiedzieć ? - próbowałaś wymanewrować pytaniem tak, aby w końcu do niego trafić.
- Chciałbym się dowiedzieć wszystkiego o tobie. - popchnął cię dalej na kanapę, sprawiając, że byłaś w pozycji leżącej.
- Emm, Ji Ho ?
- Mów mi Zico. - poprawił Cię.
- No to... Zico, co ty robisz ? - zapytałaś się niepewnie, z nadzieją, że to jakiś lipny żart. 
- Zamierzam ci coś zrobić, ale nie wiem jeszcze co. - odpowiedział spokojnym głosem.
*Już się domyślam, czemu żadna korepetytorka nie wytrzymała. Zbok i tyle.*
Chciałaś coś powiedzieć, ale nie zdążyłaś, bo ten zasłonił ci usta ręką i zaczął całować cię po szyi, zjeżdżając coraz bardziej w dół. Próbowałaś go odepchnąć. Na daremno. Zablokował ci nogi i ręce. 
Po chwili takiej sadystycznej zabawy, przestał, by spojrzeć na twoją czerwoną twarz. Uśmiechnął się triumfalnie i odsłonił ci usta.
- No to wracamy do nauki ? - zapytał się tak, jakby nigdy nic.
*Co właśnie się stało ?*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz