piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział VI - Historia.

Ustaliliście wszystko. Za nieważne jaką cenę, pojedziecie na ten obóz. I wytrwacie na nim.
Jednak musiałaś zarobić... I to sporo.
Zastanawiałaś się, nad jakimś dość szybkim sposobem na zdobycie pieniędzy, kiedy Zelo nagle wstał.
- Em.... Mam coś do załatwienia. Cześć ! - wybiegł z kawiarenki.
Przyjrzałaś się gdzie on biegnie. Okazało się, że podbiegł do twojej przyjaciółki z klasy.
Odwróciłaś wzrok. Zico także patrzył gdzie jego kumpel biegnie. Usłyszałaś ciche "Tch" i zobaczyłaś jak z powrotem zajmuje się rozmową z kolegami.
Dziwny człowiek. To jest jego przyjaciółka z dzieciństwa, tak ? Widać. Ma do niej zupełnie inne podejście. 
Przyglądałaś się mu dłuższą chwilę, gdy ten na ciebie spojrzał. Uśmiechnął się i puścił ci oczko. Zarumieniłaś się i spojrzałaś w okno.
- Hej, co się tak gapisz w te brudne okno ? - Minhyuk usiadł obok ciebie.
- Myślę... - powiedziałaś nie odwracając wzroku.
- Wow, to wyczyn. - wtrącił Zico.
- W twoim przypadku, owszem. - odpowiedziałaś, dalej patrząc się w okno i biorąc łyka kawy.
- Zakochałaś się ? - zapytał Yukwon, włączając się do rozmowy.
Wyplułaś to co miałaś w ustach i zaczęłaś kaszleć. B Bomb natychmiastowo zareagował.
- Nic ci nie jest ? Może sztuczne oddychanie ? Usta usta ? - zapytał łapiąc cię za rękę.
- Nie łapaj jej za rękę. Jej rąsia jest moja. - powiedział Zico patrząc się na Minhyuka wzrokiem wygłodniałego niedźwiedzia.
- Nie jest twoja, tylko moja. Masz swoje... - powiedziałaś w przerwie od kaszlu.
- Fajnie to brzmi, jak się was słucha... - stwierdził U-Kwon. - Moja ręka jest moja, a nie twoja czy twoja, a twoje ręce są twoje, a nie moje czy jego, a jego ręce są jego, a nie moje i twoje, bo nasze ręce są nasze, a wasze są wasze... ?
- Yukwon-hyung, nie myśl, bo się przegrzejesz... - powiedział mu na ucho (ale i tak wszyscy słyszeli) Jongup.
- Dobrze...
Nastała cisza, przerywana tylko głośnymi łykami kawy i chrupaniem ciasteczek.
- Może gdzieś pójdziemy ? - zaproponowała Amber, przerywając stan zamyślenia.
- Nie chce nam się... - odpowiedzieli Jongup i Minhyuk.
- Tak w ogóle... To mamy w poniedziałek test z anglika ? - zapytał U-Kwon przykładając palec do ust.
- Jaki test ? - zapytali się wszyscy robiąc wielkie oczy.
- No sprawdzian. Chyba...
- Angielskiego w ogóle nie ogarniam. - powiedziała Amber kładąc głowę na stole.
- Nie martw się, my też nie. - powiedział Zico. Lecz po chwili spojrzał na ciebie.
- Na mnie się nie patrz. Mam taką przyjemność i nie chodzę z wami do klasy, więc to wy macie sprawdzian, nie ja. - odwróciłaś wzrok.
- Ale jesteś dobra z angielskiego, no - zaczął cię błagać.
- Nie. Nie będę wykorzystywana.
- Kto powiedział, że będziemy cię wykorzystywać ? - powiedział Jongup - Po prostu chcemy korki. I tyle.
- Jak nam nie pomożesz, to wszyscy dostaniemy pały - powiedział B Bomb smutnym głosem.
- Prooooooooooooooszę... - U-Kwon zrobił duże oczy i przyłożył palec do policzka.
Jego aegyo działało na ciebie porażająco. Automatycznie się zgodziłaś. Jongup zaczął się cieszyć, że może zda, Amber powiedziała, że anglik prosty w wymowie, gorzej z gramatyką a Minhyuk stwierdził, że trzeba iść do jakiegoś miejsca, gdzie będzie można się pouczyć...
- Pojedziemy do mnie. - powiedział Zico po chwili zastanowienia. - Mam dużo miejsca i jest w miarę cicho.
- No to jedziemy. - powiedziała Amber wstając z krzesła. Pozostali podążyli za jej przykładem i także się podnieśli.
Westchnęłaś i zrobiłaś to samo.
Po pół godzinie jazdy zatłoczonym autobusem, gdzie stałaś z głową w klatce piersiowej Zico, bo ludzie tak ściskali, wreszcie dojechaliście do jego domu.
Jiho zaprowadził was do drugiej części rezydencji. Nigdy w niej nie byłaś.
Wyglądała bardzo podobnie. Jednak miała więcej korytarzy i można było się bardzo łatwo zgubić.
Duże schody, rozdzielające się na dwa szlaki prowadzące do dwóch zupełnie innych miejsc. Na schodach w lewo. Potem mrocznym, ale zachwycającym korytarzem z świecami i rdzawym dywanem, w prawo, po schodkach w lewo, jeszcze raz w lewo za jakimś posągiem...
Na bank byś się zgubiła gdybyś tu sama przyszła. Ale po chwili dotarliście do małej biblioteczki, z ładnym, mahoniowym stołem, rozmaitymi obrazami wiszącymi na ścianach, lampami i lampkami stojących na wysokiej podstawie... Pewnie cała ta biblioteczka jest warta więcej niż mój dom... Fajnie...
Zico zaprosił was, abyście usiedli., a sam poszedł po książki i po coś do zjedzenia i do picia.
- Nic się tu nie zmieniło. - westchnął Yukwon rozglądając się dookoła.
- Byłeś tu kiedyś ? - zapytałaś się zdziwiona.
Zaśmiał się.
- Znam go od zawsze. Bardzo często do niego przychodziłem. Ale kiedy jego brat umarł, przestałem się z nim tak często spotykać.
Jego... Brat ?
Zrobiłaś wielkie oczy. Inni musieli o tym wiedzieć, bo tylko westchnęli i dalej przeglądali jakieś książki.
- Nie wiedziałaś ? - zapytał U-Kwon, zdziwiony tak samo jak ty. - Nie powiedział ci ?
Potrząsnęłaś głową i po krótkiej chwili wybiegłaś z biblioteczki.
Umarł mu brat... Starszy ? Młodszy ? 
Przeraziło cię to. Umarł mu ktoś z rodziny... Masakra... Postanowiłaś go znaleźć.
Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.

Za dużo, tu tych korytarzy... - pomyślałaś, po raz kolejny przechodząc obok tej samej rzeźby, nie mogąc znaleźć drogi do kuchni. Raz po raz przechodziłaś obok jakichś małych drzwi,  jakby od komórki. Były dziwne. W ogóle nie pasowały do reszty domu. Z ciekawości, postanowiłaś tam zajrzeć.
Chyba Jiho się nie obrazi...
Otworzyłaś drzwi. Był to bardzo mały pokoik, z materacem, który pokrywał całą jego powierzchnie. Na ścianach były dwa obrazy, mała lampka i portret jakiejś osoby.
Postanowiłaś przyjrzeć się lepiej temu pokojowi. Weszłaś do niego, a raczej od razu usiadłaś na materacu i zaczęłaś patrzeć na ten portret.
- Co ty tu robisz ?
Powoli obróciłaś głowę.
Stał tam Zico, z wytrzeszczonymi oczami.
- Przepraszam, ja... - przerwałaś. Nie miałaś żadnego dobrego argumentu, aby się jakoś wyratować z sytuacji. Spuściłaś głowę.
- Dlaczego tu weszłaś ? - zapytał tracąc już swój spokojny ton.
Nie odpowiedziałaś mu. Dalej gapiłaś się w materac.
Chłopak wszedł i zamknął drzwi. Usiadł naprzeciwko ciebie.
- Pozwolił ci ktoś ? - zapytał.
- N...Nie.. - odpowiedziałaś cicho.
- Nie usłyszałem, więc, ponawiam pytanie. POZWOLIŁ CI KTOŚ ?!
- Nie. - spojrzałaś na niego.
Jego twarz była przepełniona przerażeniem i wściekłością. Zupełnie go nie poznawałaś. To już nie był ten miły, sarkastyczny chłopak. Była to osoba, która była jego zupełnym przeciwieństwem.
Po chwili spuścił głowę.
Zdziwiłaś się. Siedzieliście w ciszy. Nikt się nie odzywał.
- Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem. - powiedział cicho, dalej mając spuszczoną głowę. - Ten pokój jest dla mnie bardzo ważny.
Ucichł. Po chwili zapytałaś się go :
- Ten portret... To twój brat, prawda ?
Spojrzał się na ciebie pełen smutnego zdziwienia. Westchnął i opuścił głowę z powrotem.
- Yukwon ci powiedział ? - szepnął - Mój brat... Był starszy ode mnie o trzy lata....
Przybliżył się trochę do ciebie i położył swoją głowę na twoim barku.
- Miałem czternaście lat, kiedy umarł... Kiedy został zabity... - chwilowo głos mu się załamał. Odsapnął i mówił dalej. - To było czternastego lipca, cztery lata temu. Wracałem ze szkoły, kiedy usłyszałem o napadzie w banku... - złapał oddech. - Byłem ciekawskim dzieckiem. Od razu poszedłem sprawdzić co się dzieje.
Przerwał. Położyłaś mu rękę na głowie a ten drgnął.. Złapał głęboki oddech i mówił dalej :
- Kiedy byłem na ulicy, gdzie znajduje się bank, słyszałem szlochy i lamenty jakichś pań. Podszedłem bliżej. Wszystko było ogrodzone taśmą... Ponieważ byłem dość niski jak na swój wiek, prześlizgnąłem się pod nią i niezauważenie przemknąłem za bank, by zajrzeć przez okno... Zo.... - przerwał i pociągnął nosem. - Zobaczyłem mnóstwo krwi... A w tej krwi leżał... - głos mu się totalnie załamał.
- Jiho...
- Nie patrz teraz na mnie... - powiedział cicho. - Proszę...
Przytuliłaś go do siebie, a on zaczął drżeć. Czułaś jak twój podkoszulek robi się mokry od łez.
- O-on.. - powiedział bardzo cicho. - był dla mnie praktycznie wszystkim... A jak... um-umarł, to... - przerwał.
Twoje oczy naszły łzami.... Pocałowałaś go w czubek głowy.
Po chwili tylko siedział i pociągał nosem od czasu do czasu. Gdy wreszcie uznał, że już po wszystkim, odsunął się od ciebie i przetarł oczy.
- Często chodzę tutaj spać, jak jestem niezadowolony. - rozejrzał się dookoła. - To kawałek pokoju mojego brata. Resztę przebudowali...
Znowu zrobiło się cicho. Odsapnął i powiedział :
- Słuchaj, tamci się pewnie o nas martwią. Wracaj do nich, ja tu jeszcze trochę posiedzę.
Spojrzałaś się na niego. Patrzył się w róg pokoju. Kiwnęłaś głową i wyszłaś.
Teraz tylko znaleźć drogę do nich... I ta historia...
Zaczęłaś krążyć. Znowu mijałaś ten okropny posąg i kilka razy przechodziłaś obok jakiejś pokojówki.
Po chwili dotarłaś na schody. Tak trochę bardzo się zdziwiłaś, ale pomyślałaś sobie, że ze schodów, to bez większego problemu trafisz do biblioteki.
Po schodach w lewo... Dobra, teraz ten mroczny korytarz ! W prawo... A teraz... w lewo.... I tu jest tak zwany problem.
W lewo czy w prawo ?
Pierdzielę, idę w prawo...
I to był chyba dość duży błąd.
Znalazłaś się w jakimś ciemnym korytarzu... Szłaś przez niego, ale jednak w połowie zdecydowałaś się zawrócić. Trzeba było skręcić w lewo - skarciłaś się w duchu.
Kiedy gwałtownie się odwróciłaś, wpadłaś na czyjąś sylwetkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz