piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział VII - Labirynt.

- Minhyuk-oppa ! - krzyknęłaś przerażona - Nie strasz mnie tak !
Odsunęłaś się od niego. Stał przed tobą, lekko rozbawiony.
- Z czego się cieszysz ? - zapytałaś się go, lekko zdenerwowana jego zachowaniem.
- Jesteś strasznie urocza, kiedy się zaczynasz denerwować. - zachichotał pod nosem.
Speszyło cię to. Ciągle się tak podstępnie uśmiechał i wyglądał jakby coś planował. Skrzyżowałaś ręce na piersiach i spojrzałaś się na niego z miną wyrażającą zupełne znudzenie.
- Oppa, ty też się zgubiłeś ?
- Nie.
- A zaprowadzisz mnie do biblioteczki ?
- Też nie.
- Czemu ?
- Bo lubię patrzeć, jak małe księżniczki chodzą same i bezradne.
- Sadysta.
- Ja ? - zdziwił się - Nigdy... Po prostu lubię obserwować reakcje ludzi.
- Takie hobby ? - zapytałaś się go. Prawie jak Izaya... Dobra, za dużo anime. Od dziś z tym zrywam.
- Nie. Interesujesz mnie i tyle. - po tym zdaniu zaczął się do ciebie przybliżać.
Jak on zaczął się przybliżać, tak ty zaczęłaś się cofać. Jednak jego "kroczki" były troszkę większe, a do tego miał przewagę, bo szedł do przodu, więc po chwili cię złapał.
- Oppa, puść mnie.
- Przecież trzeba zaprowadzić księżniczkę do jej komnaty, prawda ? - zapytał, uśmiechając się tajemniczo.
- Dam sobie radę.
Wyminęłaś go i zaczęłaś iść w stronę tego nieszczęsnego skrzyżowania dróg, gdzie powinnaś skręcić w lewo (!).
- Już nie można chociażby odprowadzić ? - zapytał, biegnąc za tobą.
- Można. Ale jesteś natrętny.
- Dzięki. A ty jesteś chamska.
- Nie chamska, tylko szczera.
- Do bólu.
- Jak chcesz, żeby zabolało, to nadstaw piszczel.
- Podziękuję. Słyszałem od Jiho, że to boli.
- To dobrze słyszałeś.
Ucichł. Przez chwilę szliście w ciszy, kiedy nagle z korytarza obok, wyskoczył Zico.
Spojrzał się na was podejrzliwie.
- Co wy tu robicie ?
- Zgubiłam się. Nie rozumiem, po kiego ci taki wielki dom, z labiryntem w środku. Jakieś kierunkowskazy zrób, albo co. - naskarżyłaś mu.
- A ty co tu robisz ? - Jiho spojrzał się na Minhyuka. Ten tylko zrobił uwodzicielską minę i powiedział :
- Spaceruję.
Zico podszedł do niego.
- Nie wnerwiaj mnie.
B Bomb spojrzał się na niego z małym uśmieszkiem na twarzy.
- Jeśli jeszcze raz... - Zico zaczął mówić, ale po chwil wybuchł śmiechem razem z Minhyukiem. Praktycznie tarzali się ze śmiechu, przytulając się do siebie i mówiąc jakimi to są kumplami, że nigdy by siebie nie zdradzili i nigdy nie odbili by sobie dziewczyn.
Popatrzyłaś na nich z niesmakiem.
- Wariaci.
Przeszłaś obok nich, ale po chwili wróciłaś i w końcu zapytałaś się ich gdzie jest ta nieszczęsna biblioteka. Wreszcie jakoś wróciliście. Kiedy otworzyliście drzwi, reszta dalej tam siedziała.
Dobra, siedziała to za dużo powiedziane.
Amber leżała na podłodze, a U-kwon siedział obok niej i tłumaczył jej jeden z czasów z angielskiego.
- Present perfect, Amber. Jesteś w połowie amerykanką i nieogarniasz angielskiego ?
- Zamknij się... Matka rzadko w domu, niczego z angielskiego mnie nie uczyła.
Jongup siedział przy stole i gapił się pustym wzrokiem w książkę. Chłopak totalnie się załamał. Podeszłaś do niego i pochyliłaś się nad nim.
- Jongup, co ty robisz ?
- Sinus cosinus, daj Boże, trzy minus.... - mówił cicho.
W międzyczasie, kiedy się nad nim tak pochylałaś, Minhyuk gwizdnął cicho.
- Widzisz jej dupę ?
- No.
- Mała.
Zico spojrzał się na swoje spodnie, na twój tyłek, a w czasie kiedy akurat się do nich odwracałaś, powiedział :
- Jak się popieści, to się zmieści...
Otworzyłaś szeroko oczy i spojrzałaś na niego z wyrzutem. B Bomb się zaśmiał, ale po chwili powiedział :
- No, właściwie...
Amber podniosła głowę z podłogi i spojrzała na was miną znudzonej lamy :
- Jak chcecie mieć jakieś orgie, to nie przy nas. Dziękuję.
- Czemu nie ? - zapytał Yukwon.
- Oppa, nie udawaj idioty.
- A może chciałbym zobaczy... - nie dokończył, bo tamta mu przerwała.
- To idź do burdelu. Będzie prawie to samo.
- Dzięki za radę.
Spojrzałaś się na nich przerażona. U-Kwon siedział i zastanawiał się, czy jego rodzice są w domu, Amber załamała się nad całym światem, wstała i powiedziała, że wychodzi, a Jongup dalej powtarzał tą swoją formułkę.
- Amber, czekaj, idę z tobą. Jak dostaniecie pały z angielskiego, to nie moja wina. - powiedziałaś wychodząc.
- Ej, .________. ! - krzyknął Zico. - Poczekaj !
Zatrzymałaś się.
- Czego ? - zapytałaś się, patrząc się na drzwi.
- Mam sprawdzian z rodzajów broni jakie kiedyś istniały.
- No i ?
- Dasz mi korki ?
Odwróciłaś się do niego. Stał i lekko się uśmiechał.
- Jak nie będziesz stosował żadnych dziwnych chwytów, to czemu nie. Twoja matka dobrze mi płaci. - powiedziałaś.
- No to do zobaczenia jutro, u mnie o 14.00.
- Dobra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz